Porównanie czasu do pieniędzy, którymi pokrywamy wydatki lub inwestujemy w imię przyszłych korzyści, to nośna metafora. Ostatnio pisałem o "czasowym budżecie". Tym razem skupię się na długoterminowym inwestowaniu naszego czasu i zaangażowania.
W poszukiwaniu uniwersalnej prawdy
Każdy z nas ma ograniczoną pulę czasu i energii. Sposób w jaki spożytkowujemy te zasoby zwykle zależy od wartości, którymi kierujemy się w życiu. Jedni poświęcają swój czas przede wszystkim na pracę, inni zaś czas w pracy spędzają planując podróże czy śledząc aktywność znajomych na Facebooku. To, jak Ty spędzasz swój czas, to Twoja sprawa – w końcu to TWÓJ czas, a nie mój czy kogokolwiek innego…
Nie ma czegoś takiego jak uniwersalna recepta na dobre inwestowanie czasu – to indywidualna kwestia zależna od hierarchii wartości. Ale jest coś, o czym wie każdy rozsądny inwestor: angażowanie całych swoich zasobów w jedną wartość to zły pomysł. Na początku możemy mieć z tego sporo satysfakcji – przy tak dużym zaangażowaniu pewnie dość szybko pojawią się jakieś profity. Ale zagrożenie tej wartości spowoduje równie duży niepokój, zaś strata w tym obszarze może skończyć się tym, że wylądujemy z ręką w nocniku. Dowód? Wyobraź sobie, że jest właśnie początek 2010 roku, a Ty decydujesz się zainwestować całe swoje oszczędności w świetnie zapowiadającą się firmę o nazwie Amber Gold…
Przykłady z życia wzięte
W mojej praktyce terapeutycznej często słyszę historie ludzi, którzy zainwestowali zbyt wiele swego czasu i energii w jeden obszar, a potem cierpią z powodu straty. Oto kilka przykładów:
- Świeżo upieczeni emeryci służb mundurowych, którzy po kilkunastu latach intensywnej pracy decydują się odejść na emeryturę i zderzają się z rzeczywistością poza mundurem – pracując nie mieli czasu na nic innego i nagle odkrywają, że brak im pasji, z żoną przez cały okres służby mijali się i teraz ciężko dogadać się w małżeństwie, a dzieci gdzieś pomiędzy kolejnymi służbami czy dyżurami dorosły i nie mają z rodzicem wspólnego tematu.
- Kobiety oddane przez lata wychowaniu dzieci, przychodzące na terapię w kryzysie w związku z tym, że syn czy córka usamodzielnili się i mają już własne rodziny, w których nie ma miejsca na dzwoniącą i odwiedzającą codziennie teściową.
- Ludzie tak bardzo zaangażowani w swoją pracę, że gdzieś po drodze wypalili się i chcieliby zmienić zawód, ale nie umieją nic innego poza tym, czym zajmowali się przez całe zawodowe życie.
- Osoby poświęcające cały swój czas komuś bliskiemu, kto chorował i wymagał opieki, a kto w końcu zmarł pozostawiając po sobie pustkę.
Zwykle w takich sytuacjach ludzie czują narastający lęk gdy tylko pojawiają się jakieś sygnały zbliżającej się straty (jak małżeństwo dziecka czy pogorszenie stanu zdrowia osoby, którą się opiekujemy), zaś po tej stracie pojawia się pustka, czasem przeradzająca się w depresję bądź uzależnienia… Jak ochronić się przed tymi zagrożeniami?
Ważne słowo: dywersyfikacja
Mądry inwestor to ktoś, kto zamiast inwestować wszystko w jeden obszar, dzieli środki i przeznacza je na inwestycje w kilku obszarach. Zmniejsza w ten sposób ryzyko – jeśli w jednym obszarze coś nie wyjdzie, to zostają jeszcze inne. Znacie takich ludzi? Może to być na przykład osoba, która oprócz pracy ma jeszcze swoje hobby oraz grono bliskich przyjaciół. Albo ktoś, kto wychowując dzieci angażuje się jednocześnie w społeczność lokalną bądź sprzedaje rękodzieło przez Internet. Rozejrzyjcie się wokół siebie – na pewno znajdziecie kogoś takiego.
A Ty jakim inwestorem jesteś? Masz swoje Amber Gold, czy może spędzasz czas realizując się w kilku obszarach? Na zmianę nigdy nie jest za późno!
Dywersyfikacja jest ważna, do tego jednak trzeba nauczyć się sprawnego zarządzania swoim czasem. Obserwuję ludzi, którzy skupiając się na osiągnięciu dobrych wyników na jednym tylko polu twierdzą, że na nic innego po prostu „nie ma czasu” i tym uzsadniają brak jakiejkolwiek dywersyfikacji. W innych przypadkach zastanawiam się, czy taki brak dywersyfikacji nie grozi wręcz obsesją i paranoją. Tak patrząc na Macierewicza.
Zastanawiam się nad tym czy pracownik który pracuje w niepłatnych nadgodzinach, bo organizacja tak jest zorganizowana jest pracoholikiem czy nie ? Łatwo pisać dobre rady ale często nie można ich wprowadzić w życie.
Pani Joanno,
odpowiadając na Pani pytanie: taka osoba nie musi być pracoholikiem, choć niewątpliwie pracoholicy łatwiej odnajdą się w takiej sytuacji. Pisząc szerzej – ten wpis nie jest radą, a ostrzeżeniem: jeśli inwestujesz tylko w jeden obszar, możesz obudzić się z ręką w nocniku.
Zdaję sobie sprawę, że dla osób doświadczających sytuacji, o jakiej Pani pisze, lektura mojego tekstu może być frustrująca. Z drugiej strony jednak jako praktykujący psychoterapeuta wiem, że w terapii motywacja do zmiany bierze się z frustracji i cierpienia a nie stąd, że komuś jest dobrze.
Z jeszcze innej strony: warto zadać samemu sobie pytanie o to, czemu pracuję w niepłatnych nadgodzinach w organizacji, gdzie tak po prostu jest? Czy zaspokajam w ten sposób jakieś własne potrzeby? Czy realizuję swoje wartości? Czy jestem tam, ponieważ jest to jedyny pracodawca w okolicy bądź też jedyne miejsce, gdzie mogę pracować w swoim zawodzie?
Jeśli odpowiedź na którekolwiek z tych pytań brzmi „tak”, to mam określoną przyczynę takiego stanu rzeczy. Przypominanie sobie o niej pomoże mi zmniejszyć trochę poziom przeżywanej frustracji.
Jeśli zaś odpowiedź brzmi „nie”, to warto zadać sobie kolejne pytanie: co w takim razie trzyma mnie w tym miejscu? Skoro nie wartości, nie potrzeby i nie brak alternatyw, to może mam jakieś ukryte profity z takiej sytuacji? A może zbyt boję się zmiany? Bo nie czuję się na siłach? Bo nie mam zasobów? W ten sposób mogę zidentyfikować obszary, którymi będę potrzebował się zająć zanim zmienię pracę.
Pozdrawiam,
Przemek Mućko