Poniższy tekst jest częścią serii o zniekształceniach myślenia. Zanim go przeczytasz warto zajrzeć tutaj:
Czym jest etykietowanie?
Beniamin ma wygłosić prezentację na zajęciach. Ma już bardzo mało czasu na przygotowania i w związku z tym postanowił, że wstanie wcześnie rano i od razu zabierze się za teksty i przygotowywanie slajdów. Teraz jest już popołudnie, a on dopiero siada do laptopa. Trudno mu się jednak skupić, ciągle go coś rozprasza: a to maile, a to nowy post na Facebooku… W końcu zrezygnowany zamyka laptopa i wychodząc na papierosa myśli: "nie dość że jestem leniwy, to jeszcze chyba nienormalny jakiś skoro tak trudno mi się skupić…" Te myśli tylko pogorszyły jego samopoczucie.
Kornelia jest dziś w bardzo złym humorze. Wchodząc do pracy natknęła się na swojego szefa, który powierzył jej kolejny duży projekt, choć jeszcze nie skończyła poprzedniego. Czując złość pomyślała: "Co za jełop z niego! Chyba w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tego jak dużo rzeczy mam na głowie!". W windzie spotkała swojego kolegę, który bardzo dba o wygląd. Spoglądając na niego pomyślała: "Elegancik! Piękne opakowanie, a w głowie sianko!". Uśmiechnęła się do tej myśli. "Elegancik" odpowiedział uśmiechem. "Debil myśli, że to do niego się uśmiechnęłam…" – skwitowała Kornelia.
Etykietowanie to nadawanie ogólnych etykiet sobie i/lub innym ludziom. W uproszczeniu można powiedzieć, że etykietowanie stanowi element procesu definiowania siebie i otaczającego świata: zadaj sobie pytanie "KIM JESTEM?". Jak na nie odpowiesz? Ja mógłbym odpowiedzieć: mężczyzną, mężem, terapeutą. To wszystko etykiety, umieszczające mnie w konkretnych kategoriach postrzeganego przeze mnie świata. Takie etykiety przyspieszają proces przetwarzania informacji ułatwiając orientowanie się w świecie. To przyspieszenie przetwarzania informacji odbywa się jednak pewnym kosztem: etykietując jednocześnie uogólniamy.
Etykietowanie może być błędem myślenia – szczególnie wtedy, gdy nadajemy negatywne etykiety mówiąc o sobie bądź o kimś: idiota, kretyn, debil, wariat, kłótliwa jędza itp. Etykietując stawiamy znak równości między człowiekiem a zachowaniem pomijając równocześnie kontekst sytuacji i danego zachowania. Jest to skrajna forma nadmiernego uogólniania.
Czemu etykietowanie utrudnia życie?
Ponieważ poddając się etykietowaniu zaczynamy myśleć irracjonalnie wrzucając obiekt etykietowania (siebie czy inną osobę) do szufladki zawierającej elementy charakterystyczne dla tej etykiety. Stąd już tylko krok, żeby zacząć przypisywać tej osobie inne rzeczy z danej szufladki. Efektem tego procesu jest kilka rzeczy:
-
Etykietowanie zwykle pociąga za sobą inne zniekształcenie myślenia: selektywną uwagę. W efekcie łatwej wyłapujemy i lepiej zapamiętujemy zachowania zgodnie z etykietą pomijając jednocześnie te, które do niej nie pasują – zarówno własne, jak i innych osób. Na przykład rodzic nadający dziecku etykietę głupka będzie bardziej skłonny wyłapywać i zapamiętywać wszelkie niepowodzenia dziecka jednocześnie ignorując jego sukcesy. A to nie wróży niczego dobrego dla rozwoju samooceny owego dziecka…
- Przyczepienie sobie negatywnej etykietki nasila przykre emocje odczuwane w związku z daną sytuacją. Jeśli nie dotrzymałem terminu jakiegoś zobowiązania i zacznę sobie wyrzucać, że jestem leniem, to nie poczuję się od tego lepiej. Wprost przeciwnie – przygnębi mnie to jeszcze bardziej.
- Nadanie komuś negatywnej etykiety prowadzi do przeżywania i doświadczania wrogości. Jeśli nadam koledze z pracy etykietę debila będę bardziej skłonny do krytykowania jego zachowań. On zaś w odpowiedzi bardzo łatwo może mi nadać etykietę wrednego ch…, który tylko chodzi i się czepia. Czy mając do siebie nawzajem takie nastawienie można mieć dobrą relację? Moim zdaniem nie bardzo.
- W sytuacji konfliktu etykietowanie utrudnia porozumienie i ustalenie konsensusu. Zamiast bowiem powiedzieć o tym co przeszkadza i czego potrzebujemy zaczynamy przerzucać się etykietami. Łatwiej wtedy o trzaśnięcie drzwiami niż rozwiązanie problemu.
- Patrząc szerzej – etykietowanie jest podłożem stereotypów oraz prowadzi do stygmatyzacji pewnych grup społecznych. Zależnie od swoich poglądów możesz wrzucać ludzi do szuflady z "czarnymi", "czerwonymi", "pisiorami", "złodziejami" i tak dalej…
Jak radzić sobie z etykietowaniem?
Sposób 1: Rozróżnij człowieka i zachowanie – etykietując wydajesz sąd o człowieku zamiast odnieść się do jego zachowania. A to niezwykle ważne, żeby pamiętać: NIE JESTEM MOIMI ZACHOWANIAMI! Mogę zachować się raz czy drugi w określony sposób, ale to nie znaczy, że taki jestem. Poza tym łatwiej zmienić swoje zachowania niż całego siebie. Dlatego ilekroć przyłapujesz się na etykietowaniu, spróbuj zamienić "jestem…" na "zrobiłem…" czy "zachowałem się…". Analogicznie możesz postępować odnosząc się do czyjegoś zachowania – zamiast mówić "jesteś" albo "co za…" powiedz (albo opisz sobie w myślach) o zachowaniu, które Cię zdenerwowało.
Sposób 2: Zbuduj MOST – etykietowanie to myślenie w sposób, który utrudnia radzenie sobie w danej sytuacji. Dlatego warto zastanowić się co robi Ci nadawanie sobie (czy komuś) etykietek, a następnie znaleźć taki sposób myślenia o danej sytuacji, który pomoże poradzić sobie z nią. Może warto będzie powiedzieć sobie coś wspierającego? Przypomnij sobie post o murach i mostach.
Beniamin zapalając na balkonie papierosa pomyślał: "No tak, znów zacząłem sam siebie etykietować. O co mi w ogóle chodzi?". Szybko odpowiedział sobie na to pytanie: chodzi o to, że znów nie zabrał się za pracę z samego rana, ale zrobił ileś pobocznych rzeczy odwlekając moment zajęcia się prezentacją. Następnie zaczął zastanawiać się nad tym, co mu robi nadawanie sobie etykietek. Stwierdził, że tylko bardziej go to dołuje. Jak zatem pomyśleć o tej sytuacji aby ułatwić sobie radzenie? Myśl przyszła dość łatwo: "To tylko głupia prezentacja – zrób to i do końca semestru masz spokój". Potem pomyślał jeszcze: "Im szybciej to zrobię, tym szybciej będę miał to za sobą" Tak, te myśli nie rozwiązywały jeszcze problemu, ale przynajmniej nie dołowały i podpowiadały jakiś sposób działania…
Psychologia mocno skupia się nad tym, jak zmniejszać negatywny wpływ błędów poznawczych, czy mechanizmów obronnych.
Tak, to ważna wiedza, ważne umiejętności, bardzo użyteczne i potrzebne. Ale…
Te wszystkie mechanizmy przecież po coś są.
Mam wrażenie, że przez kilka lat nadmiernie korzystałam z tej całej wiedzy. I przez to wpakowałam się w kłopoty życiowe z jednej strony, a unieruchomiłam, spowolniłam z drugiej. Coś jak blokada w mówieniu po angielsku, bo szuka się w pamięci prawidłowych form gramatycznych. Czy są gdzieś artykuły równoważące ten efekt? Żeby mi pomogły tak jak słowa kolegi „Rozumiem cię? No to świetnie mówisz po anielsku!” Wyjaśniające sens i cel etykietowania? Tłumaczące jak, po co i że w ogóle wolno i trzeba z tych naturalnych zdolności korzystać? Bo przecież te błędy i obrony są naszymi naturalnymi zdolnościami, pozwalającymi żyć i sprawnie podejmować decyzje, chronić się w trudnych sytuacjach, a nie wyłącznie naszymi przywarami… „Złym” uczuciom psychologia dała już prawo i zasadność istnienia. Czy „złym” mechanizmom obronnym i błędom myślenia też daje? Gdzie tego szukać? A może to na razie niepewna przyszłość psychologii?
Na razie jedyne co znalazłam użytecznego na ten temat, to teścik czy dane przekonanie jest konstruktywne, czy ograniczające lub szkodliwe. I nic więcej… coś, ktoś, gdzieś…?
Cześć Marta 🙂 Poruszyłaś bardzo złożony temat. Z błędami i mechanizmami obronnymi jest tak, jak piszesz – one są po coś. Żeby w pełni zrozumieć o co z nimi chodzi warto spojrzeć na to, jak i kiedy się kształtowały. W terapii schematu rozumiemy to tak: przychodząc na świat dziecko ma pewien „potencjał biologiczny” (którego częścią jest temperament – są niemowlęta cichsze i głośniejsze, spokojniejsze i bardziej ruchliwe itp.) oraz różne potrzeby, zarówno fizjologiczne, jak i emocjonalne (o których pisałem na przykład pod tym linkiem). Rodzice tego dziecka (lub inne osoby, które się nim zajmują) to pierwsza instancja do zaspokojenia tych potrzeb. Czasem robią to w zdrowy i dobry dla dziecka sposób, a czasem nie – ponieważ są zmęczeni, nie mają czasu, nie rozpoznają potrzeb, mają własne schematy… Przyczyn może być mnóstwo.
Za każdym razem, gdy osoby zajmujące się dzieckiem odpowiadają na jego potrzeby w zdrowy sposób – rozwijają się zdrowe schematy i sposoby radzenia sobie.
Za każdym razem, gdy potrzeba dziecka pozostaje zaniedbana – ono samo próbuje coś z tą potrzebą zrobić (przewidzieć zachowanie rodzica, schować się, zająć zabawkami kiedy nie może się przytulić itp.). To właśnie głównie z takich doświadczeń rozwijają się błędy poznawcze i mechanizmy obronne.
Patrząc na to w ten sposób można stwierdzić, że błędy poznawcze i mechanizmy obronne w okresie, kiedy się rozwijały, stanowiły prawdopodobnie najlepsze dostępne dziecku sposoby radzenia sobie.
Czy w związku z tym warto je zmieniać? Przede wszystkim warto zastanowić się co robią mi TERAZ, w obecnym życiu. Jeśli nadal pełnią dobrze swoją rolę, to nie ma chyba takiej potrzeby. Jeśli natomiast sprawiają, że teraz mam jakieś trudności z nimi związane, to warto sobie zadać inne pytanie: kiedyś moje mechanizmy się sprawdzały – czy teraz są jakieś lepsze sposoby radzenia sobie w trudnych sytuacjach niż te, które stosuję odruchowo?
Tak to widzę. Natomiast gdzie szukać jakiejś literatury bezpośrednio na ten temat – tego niestety nie wiem…
A przypadkiem nie chodzi o to, że ten sam mechanizm w jednej sytuacji może nas obronić w innej ograniczyć i chodzi o to, żeby nie stosować go mechanicznie, tylko świadomie, czyli wybiórczo i faktycznie jako obronę a nie sposób na zycie.
Witaj Marta 🙂 W ogóle jestem zwolennikiem bardziej świadomego podchodzenia do życia i własnej psychiki, nie tylko w tym przypadku. A co do tego, o czym piszesz – nasz umysł samoczynnie kategoryzuje informacje nadając im przy tym etykiety. Bez tego trudno byłoby „ogarnąć” rzeczywistość wokół nas. Etykietowanie staje się problemem dopiero wtedy, kiedy ten mechanizm generuje więcej kosztów, niż zysków. I tak właśnie dobrałem przykłady w tekście. Jest to też bardzo bieżący temat w kontekście dzisiejszych podziałów w społeczeństwie. Etykietowanie bez próby zrozumienia postawy drugiej osoby nasila jeszcze te podziały i budzi wrogość. Spojrzenie przez etykietę na szerszy kontekst – wiedzę i doświadczenia drugiej osoby, jej potrzeby, możliwości itp. – da nam możliwość na szukanie porozumienia. Etykietowanie taką możliwość praktycznie wyklucza.