Nasz mózg to sieć. I nasze relacje to sieć. Pierwsza składa się głównie z komórek nerwowych i połączeń między nimi. Druga – z konkretnych osób i połączeń między nimi. I to, co dzieje się w jednej sieci, od razu przekłada się na to, co dzieje się w tej drugiej. Bardzo dobrym przykładem na to są emocje. Potrafimy się nimi dzielić i zarażać. Ale też potrafimy mocno przeżywać to, co dzieje się w relacjach. Nasz stan emocjonalny przekłada się na relacje. Nasze relacje przekładają się na nasz stan emocjonalny.
I tu wkraczamy w moją schematową domenę. Nasz sposób funkcjonowania w relacjach oraz zdolność do radzenia sobie z różnymi „przepięciami”, czyli potencjalnie trudnymi sytuacjami, nie bierze się z powietrza. Uczymy się tego przez całe życie, ale kluczowe są najwcześniejsze lata. To wtedy w naszym mózgu tworzą się zręby funkcjonowania w relacjach. Uczymy się pewnego bazowego sposobu przeżywania innych – jako źródła ukojenia bądź też jako źródła frustracji. Na tym najbardziej podstawowym, biochemicznym poziomie, ludzie stają się dla nas źródłem oksytocyny bądź kortyzolu. Oksytocyna to więź i bliskość. Kortyzol to stres i napięcie.
I tu się zatrzymam, bo inaczej opiszę cały odcinek. A jest on przecież po to, żeby go posłuchać. I do tego zapraszam.
O wspominanych przeze mnie w odcinku trybach radzenia sobie możesz więcej poczytać tutaj:
W obu tych tekstach znajdziesz nie tylko opisy działania obu tych trybów, ale też więcej informacji na temat stojących za nimi historii oraz powiązanych z nimi schematów.
Tematem odcinka jest trauma, czyli skrajnie przykre przeżycie, po którym trudno wrócić do równowagi. Temat, który dobrze znam, bo zajmowałem się nim latami. I przez to też temat, o którym trudno mi się mówi, bo za wiele rzeczy przypomina się po drodze. Ale tak to już jest z traumą. Jak masz ją w swojej historii, to jeszcze na długo będziesz czuć rozchodzące się od niej emocjonalne fale.
Kiedy zaczynałem swoją terapeutyczną ścieżkę mało jeszcze było w Internecie ogólnodostępnej wiedzy o traumie. Teraz mamy mnóstwo przydatnych źródeł i podręczników. Dlatego, żeby nie bić piany powtarzając rzeczy łatwe do znalezienia gdzie indziej, skupiłem się tu tylko na trzech kwestiach. Przede wszystkim chciałem pokazać jak subiektywne jest to doświadczenie. A potem skupić się na tym, jak działa nasza pamięć. To w moim poczuciu bardzo ważne, ponieważ jak to złapiesz, wtedy łatwo jest zrozumieć co się po traumie dzieje w głowie i w ciele. A trzecia rzecz to tak zwane okno terapeutyczne, czyli umiejętność utrzymania emocji na takim poziomie, który pozwoli zrobić porządek w pamięci i wrócić do równowagi.
Jakże miłe byłoby życie w bezpiecznym świecie, pełnym przyjemnych smaków i zapachów! Ten, w którym żyjemy, taki jednak nie jest. Dlatego ewolucja wyposażyła nas we wstręt. Emocję służącą przede wszystkim temu, żeby się nie zatruć. I tu zaczyna się cała zabawa. Bo jak wgłębić się w szczegóły, to okazuje się że wstręt to wirtualna nakładka na obrzydzenie.
O co w tym chodzi? Obrzydzenie to pierwotna emocja, którą przeżywamy podobnie jak inne ssaki. Gdy do nozdrzy dociera jakaś straszna woń, lub – co gorsza – czujesz podły smak w ustach, wtedy pojawia się obrzydzenie. Marszczysz nos, podnosi ci się górna warga, wysuwa język. Przekaz jest prosty: masz kontakt z czymś toksycznym! Pozbądź się tego z ust! Uciekaj z miejsca skażenia! I dzięki temu ludzie pierwotni nie zjadali zgniłego mięsa oraz stronili od bagien i wulkanów, gdzie czuć było siarkowodór i inne równie (nie)atrakcyjne wonie.
Ale nasza ludzka ewolucja poszła krok dalej. Wydaje się, że jesteśmy jedynym gatunkiem, który potrafi wygenerować reakcję obrzydzenia za pomocą wyobraźni. I to jest właśnie wstręt. Wspaniałość i wyjątkowość naszego gatunku przejawia się między innymi w tym, że potrafimy sobie coś obrzydzić nie mając z tym nawet kontaktu. Efekt? Łatwiej przetrwać i powielić geny. Ale łatwiej też bać się obcych. Albo czuć do nich nienawiść. Nie dlatego, że są obcy. Ale dlatego, że jako gatunek mamy też zdolność do przeżywania wstrętu wobec postaw i ideologii.
Smutna sprawa ze smutkiem jest taka, że jest on mało lubianą emocją. No bo kto lubi czuć smutek? Większość z nas od niego stroni i go unika. Tymczasem smutek to bardzo potrzebna emocja. Gdy coś nieodwracalnie zmienia się w naszej rzeczywistości, smutek pozwala zaadaptować się do tego. Gdy życie znacząco, i to w dodatku na minus, różni się od naszych oczekiwań, pomaga się urealnić i przyjąć poprawkę na rzeczywistość. Smutek jest nam po prostu niezbędny.
Podobnie niezbędna jest nam żałoba. Ta pojawia się nie tylko w odpowiedzi na czyjąś śmierć, ale także w innych sytuacjach, kiedy dociera do nas, że coś się kończy bądź trwale zmienia. Żałobę możemy przeżywać po rozstaniu, utracie sprawności i w wielu jeszcze innych sytuacjach. I – jak się nad tym głębiej zastanowić – kryzys wieku średniego również jest formą żałoby.
Czego nie znajdziesz w tym odcinku? Mnóstwa rzeczy, które samoistnie się tu nasuwają. Nie będzie o depresji. Nie będzie o fazach żałoby opisanych przez Elisabeth Kübler-Ross. I o wielu jeszcze innych rzeczach też nie będzie. Będzie o smutku – czym jest, po co go w ogóle mamy. Będzie o tym, jak możemy nauczyć się niezdrowych sposobów radzenia sobie z nim. A także o tym, jak to się robi w zdrowy sposób.
W odcinku nawiązuję do poprzedniego sezonu i „Poprawki na rzeczywistość”. Opowiadam tam o podobnych rzeczach, choć z nieco innej perspektywy.
Złość i strach to emocje, które towarzyszą nam od dawna. Zarówno w sensie ewolucyjnym, jak i naszej indywidualnej, osobistej historii. Ewolucyjnym, ponieważ są dużo starsze od naszego gatunku. A jeśli chodzi o naszą indywidualną historię, to złość i strach są emocjami, które pojawiają się bardzo wcześnie w naszym emocjonalnym rozwoju. Tak wcześnie, że ich zdolność do przeżywania zyskujemy szybciej, niż świadomość tego, że jesteśmy odrębnymi istotami. A gdy wreszcie ta świadomość się pojawia, wtedy złość już tam jest. Efekt to słynny bunt dwulatków.
Jak na ten bunt reagują rodzice? Bardzo różnie. A wybrany przez nich sposób dopisuje do pierwotnej złości różne wtórne emocje. W ten sposób możemy nauczyć się bać własnej złości, wstydzić się jej czy przeżywać poczucie winy dlatego, że ktoś jest jej świadkiem. Czasem możemy też nauczyć się kojarzyć ją z poczuciem satysfakcji. Scenariusze są różne.
A co ze strachem? Ten potrafi robić z nami bardzo podobne rzeczy co złość. Z perspektywy tego, co dzieje się w naszym ciele, te emocje są niemalże identyczne. Obie wiążą się z energetycznym kopem. I obie zapraszają do szybkiego działania. Jak to się dzieje? To sprawdź już sam/sama słuchając odcinka. A jeśli chcesz pogłębić poruszane w odcinku tematy, możesz sprawdzić również poniższe:
Prywatne wszechświaty – pierwszy odcinek LTM i zarazem informacja o tym, jak w procesie socjalizacji (czyli uczenia się ludzi i bycia z ludźmi) do pierwotnych emocji mogą się „dowiązywać” różne wtórne.