Relacje od kuchni, czyli jak robić to dobrze

Zastanawiasz się czasem nad tym, jak funkcjonujesz w relacjach? Zaliczasz się do osób walczących o swoje, czy raczej cechuje cię skłonność do uległości? Wolisz wyznaczać kierunek, czy może dostosowywać się do czyichś wyborów? Takich pytań będących zarazem wymiarami opisującymi nasze odruchy w relacjach można sformułować mnóstwo. Odpowiadając na nie zyskamy bardzo złożony model. Bo też funkcjonowanie w relacjach to dość skomplikowana kwestia, która często pojawia się jako temat w moim gabinecie. Zajrzyjmy więc za kulisy relacji i poszukajmy klucza do zrozumienia tej złożoności.

Ulubiony pluszak i rosyjska ruletka

Jesteśmy istotami społecznymi, a potrzeba tworzenia relacji jest częścią naszej natury. Tworzymy je zarówno z ludźmi, jak i zwierzętami, przedmiotami (ulubiony kubek czy maskotka są tego świetnym przykładem) czy miejscami. Ukochany pluszak czy stolik w kawiarni pozwala poczuć się lepiej, bo też taka jest podstawowa rola tych relacji – mają zapewnić komfort psychiczny. W przypadku przedmiotów i miejsc jest to dosyć łatwe, ponieważ nie mają względem nas oczekiwań. Zwierzęta są trochę bardziej wymagające, szczególnie jeśli mamy do czynienia ze ssakami („Hej, jestem tutaj! Nakarm mnie, pomiziaj, pobaw się ze mną!”). Relacje z ludźmi to zupełnie inny poziom wyzwań. Powodów jest kilka:

  • Nie zawsze możemy wybrać z kim wchodzimy w relacje – oczywisty przykład to najbliższa rodzina. Z tej perspektywy przyjście na świat przypomina połączenie loterii z rosyjską ruletką. Rodzisz się i pozamiatane… Inne sfery z ograniczonym wpływem to osoby z bezpośredniego otoczenia: sąsiedzi, nauczyciele, koleżanki i koledzy z pracy.
  • Na kształt relacji wpływ mają nie tylko fakty, ale też interpretacje – żeby czuć się bezpiecznie potrzebujemy wiedzieć czemu coś się dzieje. Dlatego odruchowo przypisujemy innym ludziom różne intencje i motywacje. Nie zawsze słusznie, szczególnie jeśli w grę wchodzą emocje. W efekcie czasem możesz przyłapać się na tym, że wbrew zapewnieniom drugiej strony ty i tak wiesz lepiej czemu zachowała się w dany sposób. I odwrotnie: tłumaczysz się z czegoś, co nie miało miejsca, a druga strona i tak wie swoje…
  • Tworząc relację z drugą osobą konfrontujemy się z jej oczekiwaniami i potrzebami, które nierzadko są sprzeczne z naszymi. Nasze domowe zwierzęta też mają oczekiwania, natomiast ich możliwości wywierania wpływu są inne. Kot może nam co najwyżej nasikać do butów czy zniszczyć kanapę, ale nie zagrozi rozstaniem, nie zwolni z pracy czy nie wrzuci nagich fotek do sieci.

Czuć kaliber, prawda? Nic dziwnego, że w gabinecie terapeutycznym gadamy raczej o rodzicach i partnerach niż o złośliwym kocie (choć i takie wątki się czasem pojawiają). Przejdźmy więc do meritum: czemu niektóre osoby są dobre „w relacje”, a inne potrzebują fachowej pomocy żeby się w nich odnaleźć?

Wszystko zaczyna się od potrzeb

Rodzimy się bez złożonej gamy odruchów w relacjach – na ich powstanie przyjdzie jeszcze czas. Póki co mamy potrzeby, od których zaspokojenia zależy przeżycie. Bardzo szybko ujawnia się nasz temperament, czyli biologiczne wyposażenie determinujące na ile emocjonalną, aktywną i towarzyską jednostką jesteśmy. Temperament determinuje sposób, w jaki będziemy wyrażać nasze potrzeby. Ale to dopiero połowa układanki. Ktoś jeszcze na te potrzeby musi odpowiedzieć. W interakcjach, w których łączą się nasze potrzeby, temperament i reakcje otoczenia, tworzą się zręby naszej osobowości. Aktywny umysł dziecka rejestruje to wszystko i utrwala w schematach tworząc w ten sposób wzorzec, który posłuży jako punkt odniesienia na przyszłość.

Słowo klucz: równowaga

Nosimy w sobie wzorce na różne życiowe okoliczności: dbanie o siebie, określanie celów, realizowanie planów, spędzanie wolnego czasu itp. Mamy także wzorce na relacje. W optymalnym wydaniu wzorzec relacji pozwala nam na znalezienie punktu równowagi między zaspokojeniem własnych potrzeb a potrzebami drugiej strony. Warto tu podkreślić, że nie zawsze chodzi o równowagę w dawaniu i braniu:

  • W relacjach partnerskich (związki, przyjaźnie) równowaga w dawaniu i braniu byłaby czymś pożądanym, ale życie miewa to gdzieś. Zdarzają się sytuacje, w których jedna strona ma trudniejszy czas i „wypłaca środki” z budżetu relacji, podczas gdy na drugą spada więcej obciążeń. To jest ok, póki nie staje się trwałym wzorcem dla danej relacji. Wtedy warto zastanowić się, czy jedna ze stron nie ma schematu samopoświęcenia, zaś druga roszczeniowości. Zdrowa relacja partnerska to bycie w równowadze na przestrzeni lat, a nie tygodni.
  • Relacje między dzieckiem a rodzicami również nie opierają się na równowadze w dawaniu i braniu. Zdrowe rodzicielstwo jest asymetryczne – więcej płynie od rodziców do dziecka. Próba odwrócenia tego przepływu to recepta na rozwój schematu uwikłania oraz obwiniającego Wewnętrznego Krytyka. Pamiętajcie o tym drodzy rodzice – dziecko nie służy do zaspokajania waszych potrzeb emocjonalnych. Używając go do tego zaciągacie emocjonalny kredyt, które potem będzie musiało spłacać latami, cierpiąc w niezdrowych relacjach czy poświęcając swój czas i pieniądze na własną terapię.
  • Bycie w relacji opiekuńczej, w której jedna strona ze względu na niepełnosprawność wymaga wsparcia drugiej to kolejny przykład asymetrycznej relacji. Niezależnie czy dana sytuacja jest wynikiem zdarzenia losowego (wypadek, rozpoznanie przewlekłej choroby) czy dającego się przewidzieć (potrzeba zajęcia się starzejącymi się rodzicami), taka relacja może być trudna dla obu stron. Osoba wspierająca bez zadbania o własne potrzeby może się w takiej relacji łatwo wypalić, szczególnie jeśli ze schematem deprywacji emocjonalnej radzimy sobie za pośrednictwem samopoświęcenia. Osobie wspieranej również może być trudno, szczególnie jeśli na jej liście wartości wysokie miejsce zajmuje samodzielność.

Jak widać szukanie równowagi między dawaniem a braniem to ślepy zaułek. W zdrowych, partnerskich relacjach nie potrzebujemy jej szukać. W asymetrycznych z natury bądź niezdrowych z charakteru i tak jej nie dostaniemy.

Co w takim razie równoważyć?

Krótka odpowiedź brzmi: własne potrzeby emocjonalne w danej relacji. Same potrzeby emocjonalne to również dość złożony konstrukt. Możemy go uprościć szukając najmniejszego wspólnego mianownika poszczególnych potrzeb. W ten sposób dojdziemy do modelu, w którym nasze potrzeby emocjonalne skupiają się wokół dwóch przeciwstawnych biegunów: przywiązania i asertywności.

  • Biegun przywiązania opisuje nasze potrzeby bycia blisko z innymi, tworzenia więzi, przynależenia. Głód potrzeb z tego bieguna odczuwamy w formie tęsknoty za ważnymi dla nas osobami. Czasem również w postaci poczucia wewnętrznej pustki, gdy takich osób brak. Zaspokojenie potrzeb z tej grupy pozwala poczuć się bezpiecznie dzięki relacjom, które mamy. Przypomnij sobie jak uspokajasz się czując ciepło ciała bliskiej osoby. To najlepszy przykład.
  • Biegun asertywności określa potrzeby wyrażania siebie, posiadania własnego zdania, możliwości robienia różnych rzeczy „po swojemu”. Głód potrzeb z bieguna asertywności odczuwamy zwykle w postaci frustracji związanej z poczuciem, że ktoś nas ogranicza, narzuca nam coś czy wręcz wymusza coś na nas. Zaspokojenie – gdy czujesz wewnętrzną siłę i poczucie własnej wartości płynące z tego, że sprawy układają się tak, jak tego oczekujesz.

Zdrowa relacja to równowaga między dwoma biegunami. Nie będzie to jednak równowaga statyczna. Zarówno nasze potrzeby, jak i potrzeby drugiej strony, nieustannie się zmieniają. Dlatego osiąganie stanu równowagi przypomina raczej dynamikę tańca w parze.

Na której nodze się opierasz?

Równoważenie potrzeb w relacjach najprościej zrozumieć wyobrażając sobie, że każdy biegun to nasza jedna noga. Mamy więc nogę przywiązania oraz asertywną nogę. A teraz zaprośmy partnera czy partnerkę do tańca. Przy spokojnej melodii możemy trwać przytuleni kołysząc się powoli. Tak wygląda bliska relacja, gdy jesteśmy dobrze „dograni” i mamy spokojny czas. Ale włączmy coś szybszego. Co się dzieje? Jest coś nieadekwatnego w tańczeniu wolnego przytulańca do szybkiej melodii. Przyspieszmy więc i kroki. Jeśli dobrze się znamy i tańczyliśmy już nieraz, ciała reagują instynktownie – ty wysuwasz nogę, druga osoba ją cofa. Inaczej ktoś komuś nadepnie na stopę. Oczywiście możemy oddalić się od siebie. Wtedy każda ze stron tańczy własny taniec i nikt nikomu nie depcze po stopach. Jest w tym jednakże pewne „ale” – w tym układzie nie jesteśmy już blisko.

Powyższy przykład dobrze oddaje działanie wzorców relacji, które wynieśliśmy z przeszłości. Jeżeli w relacyjnym tańcu mam odruch ciągłego napierania asertywną nogą, to muszę znaleźć kogoś skłonnego do cofania swojej asertywnej nogi i opierania całego ciężaru ciała na nodze przywiązania. Bez takiej komplementarnej osoby jestem skazany na solowe popisy. W końcu nikt nie lubi deptania palców w tańcu… Analogicznie jeśli mój wzorzec mówi, że asertywna noga zostanie zdeptana (bo tak na przykład robili moi rodzice), to w parze czuję się pewnie trzymając ją z tyłu. Siłą rzeczy będę balansować głównie na nodze przywiązania. Gdy partner czy partnerka wycofa swą asertywną nogę – powstanie dystans. Jak wtedy, gdy jedna osoba pyta „co chcesz dzisiaj robić?„, a druga odpowiada „nie wiem kochanie, ty wybierz…

Jak się czujesz w tańcu?

Taniec towarzyski opiera się na zgraniu i dynamicznej równowadze. Pamiętaj o tym jeśli chcesz robić to dobrze. Od czego zacząć? Tradycyjna dla Psychowiedzy odpowiedź brzmi: zacznij to zauważać! Bez świadomości własnych odruchów trudno je zmienić. Poszukaj odpowiedzi na poniższe pytania:

  • Jak wyglądał wzorzec relacji w twoim rodzinnym domu? Czy twoim rodzicom/opiekunom udawało się osiągnąć dynamiczną równowagę? A może wybierali tańczyć solo czy wręcz stać jak pelikany tylko na jednej nodze?
  • Jak twoi rodzice/opiekunowie podchodzili do ciebie? Deptali twoją asertywną nogę wymuszając ciągłe balansowanie na nodze przywiązania? A może nie hamowali twojego temperamentu robiąc zbyt dużo miejsca dla twej asertywnej nogi?
  • Z kim w twoim obecnym życiu tańczy ci się najlepiej? Jak wygląda balansowanie na każdej z nóg w tym tańcu?
  • Przed kim chronisz swoją asertywną nogę wycofując ją?
  • Czy zdarza ci się nieświadomie deptać czyjąś asertywną stopę? A może robisz to świadomie zmuszając daną osobę do przeniesienia ciężaru ciała na nogę przywiązania?

Znalezienie odpowiedzi na powyższe pytania pozwoli ci zwiększyć świadomość siebie w relacjach. Wraz ze świadomością przychodzi możliwość dokonywania wyboru. Jaki rodzaj tańca wybierasz dla siebie? Jaki w efekcie zestaw kroków przewidujesz dla drugiej strony? Czy to ci pasuje? A co z drugą stroną? Pamiętaj – masz wybór.

Pisząc powyższy tekst bazowałem na zmodyfikowanej przez Eckharda Roedigera teorii samodeterminacji. Jeśli interesuje cię fachowa wiedza i wskazanie źródeł – sprawdź ten artykuł.


Podoba Ci się to, co robię?

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej bądź wesprzeć moją pracę – sprawdź mój profil na Patronite!

Możesz też docenić moją pracę stawiając mi wirtualną kawę.

Subskrybuj
Powiadom o
guest

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

1 Komentarz
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
Pokaż wszystkie komentarze
Papapa
Papapa
11 miesięcy temu

Świetna analogia do tańczącej pary.